Blog wędkarski – Sklep Drapieżnik

Feederowe spotkanie na Kanale Żerańskim

Początek roku dla feederowca jest skomplikowany. Człowiek nerwowo chodzi z kąta w kąt, lawiruje myślami pomiędzy różnymi zbiornikami wodnymi nad które chciałby się udać, oraz snuje plany co do sprawdzenia porcji nowego sprzętu i możliwości wykorzystania nowych mieszanek zanętowych jakie sobie opracowywał podczas zimowych miesięcy. Raz na dwa dni każdy z nas sprawdza pogodę czy może to już ten moment, kiedy słońce pracujące na niebie na tyle nagrzeję naszą piękną Polskę, byśmy mogli spokojnie stanąć na brzegu…

i wziąć się za to co nas kręci – za feeder!

Oczywiście do tej pory ratowaliśmy się jak mogliśmy nadrabianiem innych zadań oraz pojedynczymi wyjazdami z wędkami podlodowymi ale ukojenie pragnień przyszło dopiero, kiedy większą ekipą udało nam się zgrać i zawitać na dobrze znanym i popularnym ostatnimi czasy Kanałem Żerańskim.

Kanał Żerański – Nieporęt

Rok temu nasz sezon również rozpoczęliśmy od feedera na kanale,

ale było to w innej miejscowości – w Aleksandrowie. Tym razem za cel wspólnej podróży ustanowiliśmy jego odcinek w miejscowości Nieporęt. Było to trochę na spontanie i trochę na „czuja”. Co prawda później okazało się, że w tym okresie więcej ryb było na dalszym odcinku, jednak dla nas była to wystarczająca przygoda oraz zadowalające wyniki kojące nasz wędkarski głód.

Wracając do ekipy, o której już wspomnieliśmy, to umówiliśmy się wspólnie w kilka osób. Na spotkanie stawił się Bartosz i Patryk z Drapieżniej drużyny oraz Marcin z drużyny Feeder Fans, a wszyscy tworzymy również część zespołu Preston Innovations Polska. Cała nasza trójka, oczywiście za względu na głód wędkarski, nad Żerańskim zameldowała się już o 06:00 rano. Co ciekawe nikt nie czuł się zmęczony mimo, że każdy musiał opuścić próg ciepłego domu przed 04:00… to musi być parcie na leszcze i płocie! Inaczej się tego nie da nazwać 😊

Całe szczęście, że nie zdecydowaliśmy się spotkać później ponieważ tam na Nieporęcie nawet o tej godzinie w środku tygodnia oraz ujemnej porannej temperaturze nie jest łatwo o miejsce. Nam na szczęście udało się dość dobrze ulokować stanowiska pomiędzy wijącymi się krzunami na brzegu, wyprzedzając niektórych lokalnych wędkarzy na ścieżce pchając swój majdan wędkarski na czterokołowych wózkach Prestona 😉 Zasuwaliśmy nimi jak szaleni, aż się koleiny tworzyły!

Swoje stanowiska ustawiliśmy dość szybko i sprawnie z samego rana, jednakże ze względu na temperaturę -3°C zdecydowaliśmy się chwilę odczekać, a w tym czasie zajęliśmy się przygotowaniem zanęt, gliny oraz dopieszczeniem przywiezionych nad wodę robaków. To było ciekawe zadanie, gdyż mieliśmy ze sobą nową zanętę od Sonubaits z serii Dutch Master o nazwie Heavy.

Pozostałe wersje, które zabraliśmy nad wodę, czyli Silver oraz Brown znamy doskonale ale na Heavy jeszcze nie wędkowaliśmy. Jest to ciemno-brązowa mieszanka zanętowa o zapachu cynamonu.

Oczywiście bazuje ona na holenderskim pomyśle tworzenia serii Dutch Master i w jej składzie znajdują się różnego rodzaju pieczywa i biszkopty oraz kukurydza, zarówno drobno zmielona jak i mniejsza ilość większych kruszonych frakcji.

Nasza decyzja co do podziału mieszanek była szybka i prosta.

Patryk wędkował miksem bazującym na Silver z dodatkiem nowego Heavy.

Do wiaderka wsypał 70% Dutch Master Silver o pięknym aromacie kopru i dodał 30% cynamonowej Heavy, dzięki czemu mieszanka miała ciemny kolor.

Marcin zdecydował się zrobić jaśniejszą mieszankę.

Do tego celu wykorzystał kolendrowy brązowy Dutch Master Brown i oczywiście nie mógł odpuścić nowej wersji Heavy. Połączył to w stosunku 50/50, uzyskał więc jasno brązową zanętę z której wyraźnie było czuć piękny zapach cynamonu.

Dodatkową modyfikacją z jego strony było dodatnie do gotowej mieszanki garści mielonych konopi. Nie chciał aby były to drobniutkie frakcje, lecz grubo kruszone piękne, soczyste o pełnym kolorze naturalne konopie Sonubaits Crushed Hemp.

W składzie naszej ekipy był jeszcze Bartosz, który zdecydował się na mocno niekonwencjonalne i ryzykowne połączenie na Kanał.

Postanowił, że do bezpiecznej ciemnej Silver doda 20% …. puszystej, jasnej i aromatycznej zanęty, ale z mączkami rybnymi czyli Power Scopex. Takie zestawienie sprawiło, że jego miks był ciemny o pięknym zapachu Scopexu.

Należy tutaj również wspomnieć o tym, że nie mogło się obejść bez porcji gliny do wędkowania i do nęcenia. Wszyscy postawiliśmy na produkty od Kacpra Góreckiego. W naszych kuwetkach znalazły się mieszanki

Double Leam wraz z Argilą w stosunku 70% / 30% na korzyść Double Leam.

Wędkowanie zaczęliśmy około 10:00, ale najpierw wygruntowaliśmy łowisko i zdecydowaliśmy się na lokowanie naszych zestawów w okolicach 18-22 metra. Według nas było tam około 2-2,5 metra głębokości i w miarę ładne dno. Jedynie Bartosz napotkał problemy w postaci skupiska racicznic, ale po zmianie dystansu o kilka metrów znalazł dla siebie dobrą miejscówkę.

Kiedy byliśmy już pewni swoich miejsc posłaliśmy po 6-7 koszy na wstępne nęcenie, których zawartością była mieszanka 3 części zanęty oraz 1 część wspomnianych wcześniej mieszanki glin. Do tego wędrowała kukurydza w całości oraz w postaci siekanej, trochę gotowanej konopi, jokers, oraz drobny dodatek pinki i kastera. 

Ryby w naszych stanowiskach zameldowały się dość szybko. Na większości zbiorników jakie znamy ryby po wstępnym nęceniu pojawiają się nawet po godzinie, tutaj już w pierwszych rzutach sygnalizowane były brania ryb na szczytówkach, a im dalej w czas, tym tych brań było więcej. Pierwsze pojawiły się mniejsze płotki, a między nimi pojedyncze mikro okonki i jazgarze, ale szybko zniknęły one z naszych łowisk. Działo się to w miarę upływającego czasu, jak tylko pojawiały się coraz większe płocie oraz pojedyncze leszcze. Bardzo nam się ten kierunek łowienia podobał i chcieliśmy go za wszelką cenę utrzymać. Raz na jakiś czas ryby spowalniały na chwilę z intensywnością brań, prawdopodobnie pojawiały się większymi grupami, ale za kilkanaście minut brania znów się nasilały. Jedynym problemem było wyczajenie momentu, w którym ryby odchodzą i tworzy się w łowisku zbyt duża ilość jokersa, wtedy znów potrafiły się w nim zakręcić jazgary lub okonie.

Zmniejszenie ilości robaków na korzyść konopi, kukurydzy i zanęty odprowadzało tych małych bandziorów z miejscówki.

Ważną sprawą była regularność podawania porcji jedzenia oraz precyzja w wędkowaniu. Jeśli, któryś z tych czynników został zaniechany, wtedy ryby opuszczały stanowisko na dłużej. Wędkowanie było dla nas udane, bo pod koniec dnia udało się doprowadzić do sytuacji, w której ryby wkręciły się do tego stopnia, że każdy rzut od razu zwieńczony był braniem, i to ładnej sztuki. Pod koniec nie było już żadnej drobnicy ani nawet małych płotek, były tylko konkrety.

Do wędkowania używaliśmy trzech rodzajów koszyków o ciężarze maksymalnie do 30 gram. Podstawowymi były otwarte kosze druciane Wire Cage, które bardzo dobrze rozsypują towar na dnie i do nich zamiennie używaliśmy koszyków Plug It. Są to także koszyki z otwartymi końcami, ale różnica polega na tym, że ich zabudowana część środkowa pozwala donieść większą ilość robaków w całości na dno. Kiedy tylko wzmagał się większy wiatr i podmuchy mogły zaburzyć trajektorię lotu wymienionych wyżej modeli koszyków, wtedy na zestawach wieszaliśmy niesamowicie celne i latające jak strzała Hexmesh-e. Było to ważne dla utrzymania punktowego posyłania zestawów w miejsce łowienia.

Zestawy mieliśmy zbudowane tradycyjnie na plecionce Absolute Reflo Braid, bez której na wędkowanie klasykiem się nie ruszamy. Plecionka świetnie przenosi nawet najmniejsze brania, a do tego ta czerwona Absolute jest bardzo wytrzymała na przetarcia i takie przeszkody jak wspomniane wcześniej racicznice. Oczywiście nie jest niezniszczalna, jak każda, ale jest mocna! Zakończenie zestawu to jak zwykle w naszym wypadku haki Preston Innovations N30 oraz N20 – to mocne druty i bardzo dobrze sprawdzają się do pewnych zacięć w pyski leszczy i oczywiście płoci – nigdy nas one nie zawiodły.

Zdecydowanie najlepszą przynętą dnia były dwie pinki. Na taki zestaw od samego początku idealnie reagowały większe płocie i leszcze. Jednak w późniejszej części dnia, i to w momencie kiedy ryb w łowisku było już znęconych bardzo dużo, przestały one reagować na same pinki. Po zmianie na 2-3 hakówki z dokładaną 1 pinką dopiero zaczęło się ponowne eldorado.

Była to bardzo ciekawa sytuacja, swoją drogą ciekawe czemu tak się dzieje….pora dnia, ilość pinki na dnie, więcej większych leszczy, a może opatrznie danej przynęty? Ważne, że udało się je przechytrzyć 😊!

Reasumując ten wyjazd, musimy przyznać, że sprawił on nam wiele przyjemności. Przede wszystkim zaliczyliśmy wspólnie, w kilka osób, pierwsze ciekawe i dość bogate w ryby wędkowanie przy użyciu tradycyjnych zestawów feederowych. Na to czekaliśmy wiele dni, a niektórzy z nas nawet tygodni. Udało nam się również zapoznać z nowym produktem przeznaczonym właśnie do klasyka, czyli z Sonubaits Dutch Master Heavy, oraz skonfrontować kilka rodzajów mieszanek zbudowanych na tej zanęcie. Nie mówiąc już o tym, że udało się nam wszystkim złapać trochę świeżego, rześkiego powietrza poza biurem czy domem.

Acha, no i ważna sprawa o której byśmy zapomnieli. Najlepiej podczas tego dnia ryby były wabione przez dwie mieszanki. Super była ta Patryka, czyli Silver z Heavy, w którą znęcały się zarówno duże płocie i leszcze, ale sprawdziła się również mieszanka wymyślona przez Marcina, czyli jaśniejsza i pachnąca kolendrą i mocno cynamonem – tutaj pojawiły się głównie leszcze i to same większe. Natomiast najsłabiej sprawdził się na tej wodzie dodatek mączek u Bartosza, który złowił kilka fajnych ryb, ale dość szybko mu się one wycofały z łowiska. Oto dobra lekcja na przyszłość została zapisana w notatnikach oraz naszej pamięci.

Już wypatrujemy kolejnej wspólnej sesji wędkarskiej z feederem w ręku 😉

Marcin Cichosz, Feeder Fans