Blog wędkarski – Sklep Drapieżnik

NOWOROCZNE, WĘDKARSKIE WYPRAWY ŚCIGACZA


NOWOROCZNE, WĘDKARSKIE WYPRAWY ŚCIGACZA

Po ciężkim roku 2020, który każdemu z Nas przyniósł mnóstwo wzlotów i upadków, niezmiernie cieszyłem się na nadejście nowego lepszego czasu. Nowy 2021 rok napawał mnie lepszym samopoczuciem i nowymi planami na wypady feederowe, zwłaszcza, że wszystkie opłaty wędkarskie udało się ogarnąć bardzo szybko i na początek roku miałem zaplanowany kilkudniowy urlop.


Szybki telefon do Marcina i jest plan. W niedzielę 3 stycznia jedziemy na Łowicz, zwłaszcza, że jak to Marcin określa zostało nam sporo robaczanego „tatara’ w zamrażarce i trzeba go wykorzystać.

Łowisko „ Za Laskiem‘’ w okręgu skierniewickim bo o nim właśnie mowa, znajduje się w pobliżu moich rodzinnych stron, co daje mi niesamowitą frajdę kiedy tam zajeżdżam na ryby. Wcześniejsze wypady na tą wodę dawały niesamowite wyniki, więc i tym razem były nadzieje, że coś fajnego uda się złowić. Na łowisku, zameldowałem się jako pierwszy z naszej ekipy, ale ku mojemu zdziwieniu nie byłem pierwszy nad wodą. Spore grono wędkarzy już okupowały drugi brzeg, więc nie zostało mi nic innego, aby jak najszybciej wybrać sobie ciekawe miejsce i rozłożyć sprzęt. W między czasie dojechał Marcin i grono zaprzyjaźnionych wędkarzy aby wspólnie spędzić ten dzień.


Po rozstawieniu całego sprzętu omówiliśmy z Marcinem taktykę i domoczyliśmy towar do łowienia, który częściowo był już przygotowany w domu aby niepotrzebnie nie marznąć nad wodą. Tego dnia postawiliśmy na naszą ulubioną zanętę Sonubaits Black River, którą zdążyliśmy już dobrze poznać i nigdy nas nie zawiodła. Do całego zestawu oczywiście nie mogło zabraknąć gliny wiążącej z ziemią bełchatowską. Wszystko rozsypaliśmy na 4 pojemniki, gdzie w dwóch znajdowała się sama czysta zanęta, a w kolejnych dwóch mix gliny z zanętą w proporcji 4/1. Następnie podzieliliśmy pomiędzy sobą robaki oraz mrożoną ochotkę zanętową i można było przystąpić do badania dna w naszym polu łowienia.


Chwila! Aby łowić trzeba mieć czym! Po głębszym zastanowieniu postawiłem na jedną z moich ulubionych wędek, a zarazem mistrza ugięć SUPERĘ 11FT w wersji Super Light (SL). Wędzisko o długości 3.35m było uzbrojone w szczytówkę 0.5 uncji, do tego kołowrotek Centris w rozmiarze 420, a wszystko zwieńczone plecionką Absolute Feeder Braid 0.10 i strzałówką 0.28 z żyłki Reflo Sinking Feeder Mono.

Tak przygotowany, zacząłem gruntować dno ciężarkiem 45g i ku mojemu zdziwieniu, nie mogłem znaleźć dobrego miejsca na łowienie dalej niż 35 m. Wszędzie były zaczepy i mnóstwo naniesionych liści. Sądziłem, że dystans 40 m jaki Marcin znalazł, będzie lepszym rozwiązaniem niż moje 35 m ale trudno, trzeba walczyć i nie poddawać się.


Do łowienia wybrałem 30g koszyczki typu Hexmesh Plastic Bullet Feeder w rozmiarze medium oraz 50 cm przypony z żyłki Preston Reflo Power 0.10 i delikatne haki N-10 w rozmiarze 18. Na początku do wody posłałem 3 koszyczki mixu gliny z zanętą w celu zanęcenia łowiska i następnie przystąpiłem do łowienia. Mając w głowie ostatnie wyprawy na tą wodę, wiedziałem, że ostrożnie muszę podawać robaki, aby wszędobylskie jazgarze nie weszły mi w łowisko i nie popsuły łowienia. To był strzał w dziesiątkę, mała ilość podawanego jokersa dała natychmiastowe wyniki. Bardzo szybko zaczęły pojawiać się pierwsze brania i ryby, a w efekcie ta jedna ogromna wymarzona sztuka. Tego dnia udało mi się złowić swojego, życiowego 50 cm leszcza na wodzie PZW, na komercjach niechciany przyłów nie cieszył tak jak ten okaz z tej wody.


Kilka godzin minęło bardzo szybko i każdy z nas fajnie spędził ten dzień oraz połowił fajnych ryb. W głowie pojawiały się już myśli, gdzie tu by pojechać w najbliższym czasie.

Nie mięły 2 dni, a tym razem, to Marcin odezwał się do mnie ”Krzychu jedziemy na Sulejów”. Moja odpowiedź mogła być tylko jedna – „Oczywiście, że jedziemy!”. Kiedy dostajesz takie info i wiesz, że fajne grono znajomych będzie nad wodą, nie odmawiasz. Tym bardziej kilka razy byłem na tej wodzie ale nigdy w takim gronie i w tym miejscu.

Plan był taki, aby się spotkać w Starej Wsi 6 stycznia o godzinie 6:00, niestety czas zjazdu całej ekipy troszkę się rozciągnął w czasie i dopiero koło godziny 7 zjechaliśmy nad wodę. Wtedy to przeżyliśmy totalny szok, nie było gdzie usiąść. Cała linia brzegowa była zajęta przez wędkarzy i dopiero gdzieś na końcowych stanowiskach pojawiła się możliwość ulokowania. Nigdy nie sadziłem, że ten dzień przyniesie mi takie zaskoczenie, że to miejsce jest tak oblegane,  a przecież był jeszcze półmrok.


Całość sprzętu bardzo szybko rozstawiliśmy przy świetle lampek czołowych i czekaliśmy na wschód słońca.. Jak szybko się okazało, na stanowiskach za nami zameldowało się jeszcze sporo wędkarzy, więc była to dobra lekcja na przyszłość, aby zajmować miejsce jak szybko się da, bo może się zdarzyć, iż następnym razem nie będzie gdzie usiąść.

Po szybkiej konsultacji z Marcinem zdecydowałem, że postawię tylko na jeden dystans i zobaczymy co będzie się działo. Marcin długo gruntował dno i zatrzymał się  na dwóch dystansach w okolicy 40 i 30m. Ja zaś skupiłem się tylko na bliższym, i jak się później okazało, moje 28m było dobrym wyborem. Ze względu na fakt, ze siedziałem na drewnianej kładce, 30m dystans Marcina i moje 28m znajdowało się na tej samej linii.

Tak jak w przypadku wcześniejszej wyprawy, do wędkowania wykorzystałem ten sam zestaw co na łowisku „ Za Laskiem” czyli Superę 11 SL, z tą różnicą, że do łowienia użyłem 30g koszyków Absolute Window Feeder Caged w rozmiarze large. Był to idealny wybór ze względu na 8 metrową głębokość naszego łowiska (blatu który zlokalizowaliśmy na tym dystansie).


Jako towaru do wędkowania, użyliśmy tej samej zanęty co wcześniej, tylko tym razem postawiliśmy na samą bez mieszania jej z glina i ziemią bełchatowską oraz grubszego robactwa, bez użycia jokersa.

Na wstępie zanęciłem swój 28 metr kilkoma koszykami Wire Bait Up 28g przy użyciu wędki Feeder Feeda i przystąpiłem do wędkowania. Pierwsza godzina nie przyniosła żadnych wskazań. Bałem się, że tak duża liczba osób nad woda tego dnia może bardzo ograniczyć nam kontakt z rybami. Po półtorej godzinie oczekiwania moje wątpliwości szybko się rozwiały, pierwsze ugięcia pojawiły się na szczytówce i po chwili pierwsze ryby zaczęły meldować się w podbieraku. Płocie, bo o nich mowa, jak szybko się pojawiły tak szybko zniknęły. Pierwsze myśli w głowie, zaczęły się pojawiać co źle zrobiłem ale na szczęście ta chwila nie trwała długo, bo ryby wróciły w łowisko. Momentami dłużej czekałem na opadnięcie koszyka niż na samo branie. Minuta po minucie mijała, a ryby meldowały się na naszych zestawach i licznik wskazywał coraz więcej złowionych ryb. Coś niesamowitego, czułem się jak na łowisku komercyjnym, a nie jak na wielkim zbiorniku zaporowym.


Tego dnia Marcin zarobił najlepszy wynik z całej ekipy i uświadomił nam, że trzeba więcej czasu spędzać na takich wodach, bo można naprawdę doznać niesamowitych wrażeń.

W tym tekście chciałem Wam przedstawić swoje odczucia i spojrzenie na wspólne wyprawy wędkarskie z Marcinem. Jak rozmowa i wspólne konsultacje, mogą przynieść niesamowite efekty nad wodą i wzbogacić naszą wiedzę o kolejne nowe informacje i przemyślenia. Pamiętajcie, że czas spędzony nad woda nigdy nie idzie na marne i zawsze przynosi pozytywne skutki czy to fizyczne czy psychiczne.

Krzysztof „Ścigacz” Ścigaczewski