Blog wędkarski – Sklep Drapieżnik

VI Feederowe Klubowe Mistrzostwa Świata

Irlandia, Lough Muckno, Castleblayney, 2023

Napisanie relacji z Mistrzostw Świata to dość duże wyzwanie. Zapytacie dlaczego, bo przecież na ryby jeżdżę bardzo często, czyli teoretycznie znam temat, a i sporo artykułów już w życiu stworzyłem, toteż nie powinno być problemu. A jednak, nie jest to łatwe zadanie, gdyż cała wyprawa, podróż, łowienie i same Mistrzostwa to ogrom myśli i materiału, który trzeba skompresować w przyjazny dla czytelnika i nie za długi tekst…

Zacznijmy więc od dnia wyjazdu. Albo nie! Zacznijmy od miesięcy poprzedzających wyjazd, bo w nich również było bardzo dużo pracy.

Dla osób obserwujących naszą lub podobną, wyprawę wygląda to mniej więcej tak: chłopaki „zrobili” Klubowego Mistrza Polski, mieli szczęście, zdecydowali się na wyjazd w świat na jezioro Muckno, zapakowali się do samolotu i polecieli aby powędkować z niesamowitymi wędkarzami klasy światowej. Natomiast dla nas, czyli dla kompletu ludzi stanowiących zespół wyglądało to zgoła inaczej. Oczywistym jest, że aby nabyć prawo wyjazdu na Mistrzostwa Świata należało osiągnąć sukces rok wcześniej na arenie krajowej i drużyna Browning Feeder Crew Roztocze nabyła niepodważalne prawo udziału zdobywając tytuł Klubowego Mistrza Polski 2022. Ten sukces zależał od wielu czynników, oczywiście najważniejszym był dobry kunszt wędkarski, ale złożył się na niego także fakt, że zespół jest bardzo zgrany. Nie ma tutaj indywidualistów i nikt nie myśli o własnych interesach, wręcz przeciwnie każdy skupia się na tym by opracować taktykę i podejście do zbiornika dla całej grupy. Indywidualny sukces nie ma tutaj w sumie żadnego znaczenia, bo nawet jeśli jedna osoba lub powiedzmy dwie osoby wygrają sektor, a reszta polegnie to suma summarum można rzec, że cała drużyna poległa. To jest najważniejsze w działaniach KLUBOWYCH! To określa jak dana drużyna jest zgrana, a miarą sukcesu są ich wspólne działania. Idealnym określeniem drużyny klubowej jest „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.

Podczas wspomnianych Klubowych Mistrzostw Polski, zawodnicy pracowali wędziskami, ale zaangażowanych w sukces było jeszcze kilka osób, o których zazwyczaj się nie mówi. Całość tworzy cały czas wspominaną drużynę i właśnie taka współpraca pozwoliła zdobyć tytuł pozwalający na wyjazd.

Decyzja o tym, że jedziemy do Irlandii nie była prosta do podjęcia. Po pierwsze należało się zmierzyć z logistyką wyjazdową na wyspy, a po drugie drużyna BFCR musiała się zmierzyć z ogromnymi kosztami, które trzeba było ponieść – a to jak wiadomo ucina łeb nawet najbardziej zapalonej i chętnej do działań bestii. Dodatkowo irlandzka federacja wędkarska dość długo zwlekała z finalnym ogłoszeniem Mistrzostw Świata z racji tego, iż poszukiwała dodatkowych środków pieniężnych na organizację.  Finalny komunikat odnośnie organizowania zawodów został opublikowany dopiero 9 marca 2023, co za tym idzie – mieliśmy ledwo miesiąc czasu zapasu. Drużyna BFCR  zapewniając sobie automatyczny udział w MŚ od jesieni pracowała nad organizacją wyjazdu. Staraliśmy się jak najszybciej wydobywać za kulisowe informacje na temat organizowanych Mistrzostw Świata. Dzięki dobrej siatce wywiadowczej już parę dni po Mistrzostwach Klubowych w Polsce wiedzieliśmy, że federacja Irlandii planuje MŚ Klubowe zorganizować na jeziorze Muckno w terminie 17-24 kwietnia. Mieliśmy ten komfort, że mogliśmy wstępnie szacować trasę oraz szukać noclegu jeszcze przed oficjalnym komunikatem, jak również zbierać jak najwięcej informacji na temat łowiska.

Od naszych rodaków mieszkających na co dzień w Irlandii, szybko otrzymaliśmy informację na temat wody oraz tego, że analizując sytuację wędkarską na przestrzeni lat termin kwietniowy jest jednym z najgorszym pod względem ilości ryb do organizacji MŚ na Lough Muckno. Zapowiadało się łowienie na ograniczonej ilości płoci z wybrzydzającymi hybrydami jako rybą towarzyszącą oraz dużą ilością wściekle atakujących szczupaków, które to uprzykrzają życie zawodnika rozbijając pole łowienia. Teraz pisząc ten tekst, potwierdzamy, że dokładnie tak było podczas naszego pobytu.

Jezioro Muckno
(Źródło: Materiały organizatora 6th World Championship Feeder Angling For Clubs)

Najtrudniejszym aspektem wyjazdu było zaplanowanie dojazdu drużyny do Irlandii. Od Zamościa do Castlebleaney dzieliło nas ponad 2500 km. Nasza drużyna składała się z 10 osób. Głównym problemem było dostarczenie sprzętu na teren wysp.

Po licznych dyskusjach wewnątrz drużyny oraz znajomymi zawodnikami z Europy, podjęta została decyzja, że do Irlandii pojedzie duży bus (dzięki uprzejmości Rafała Mazurka, który użyczył auta do przewozu sprzętu wędkarskiego), a reszta składu poleci samolotem. Wyjazd do Irlandii to wielkie przedsięwzięcie nawet nie mógł równać się wyjazdowi  do Włoch z roku 2022. Na każdym etapie trasy mogły wystąpić problemy. BFCR do Irlandii wybierał się pierwszy raz,  zaś czołowe europejskie zespoły miały już ten komfort, że na przestrzeni uprzednich lat bywały w Irlandii na różnych festiwalach w tym na największym jakim jest World Pairs.

Dobre zespoły szukające nowych wyzwań i solidnego wędkowania po prostu w Irlandii notorycznie bywają.

Sam temat logistyki przed podróżą musiał objąć jeszcze takie działania, jak znalezienie noclegu dla dziesięciu osób, ale ważnym było, by nie był zbyt daleko od jeziora, bo drużyna po powrocie znad wody zawsze potrzebuje jeszcze bardzo dużo czasu na przygotowania przed kolejnym dniem. Taki nocleg musi zawierać jeszcze jakieś miejsce na zewnątrz oraz możliwość przechowywania ogromnych ilości robaków i miejsce do przygotowywania mieszanek zanętowych oraz oczywiście miejsca parkingowe. Początkowo znaleźliśmy fajną kwaterę, ale nie do końca nam ona pasowała, jednakże fakt, że już w 2022 roku ekipy z innych krajów zabrały się za rezerwacje to wybór był dość okrojony dla wszystkich. Ci, którzy już tam kiedyś byli doskonale wiedzieli gdzie i jakich miejsc szukać. Na szczęście nam bardzo pomogli Polacy z Irlandii, doskonale znający te miejscowości i dzięki swoim kontaktom dogadali dla nas fantastyczny dom, w którym mogliśmy mieszkać przez ponad tydzień. Miał on dokładnie to czego potrzebowaliśmy – kilka łazienek, co jest standardem na wyspach, kilka sypialni, gdzie spokojnie się wszyscy ulokowaliśmy, kuchnię ogólną, kuchnię dodatkową, jadalnie dla dużej grupy, pokój dzienny gdzie mogliśmy spokojnie prowadzić ustalenia, parking, podwórko za domem oraz przede wszystkim chłodny garaż z kilkoma lodówkami! Perfekcja w każdym calu.

Będąc jeszcze w Polsce należało zebrać jak najwięcej informacji na temat łowiska, zorganizować bilety lotnicze w obie strony, wysłać zgłoszenie udziału, czekać na akceptację, ustalić jakie zanęty i jakie oraz ile robaków będzie potrzebne dla całej drużyny na tak długi wyjazd, no i oczywiście w jaki sposób je tam dostarczyć i jak nad nimi zapanować, by były w dobrym stanie ponad tydzień. To było jedno z trudniejszych wyzwań.

W Irlandii łowienie za pomocą ochotki haczykowej oraz jokersa podczas krajowych zawodów nie jest praktykowane. Trudna dostępność do tego rodzaju przynęt, a także wielkie parcie zawodników na obniżenie kosztów związanych z zakupem przynęt praktycznie wyklucza stosowanie takich robaków.

Irlandia słynie z niezwykle dobrej jakości angielskich grubych robaków, wyśmienitych jakościowo kasterów oraz treściwych czerwonych i to właśnie na tych przynętach opiera się łowienie na tym lądzie. Jednakże Regulamin Fipsed na Klubowe Mistrzostwa Świata dopuścił stosowanie przynęt takich jak jokers i ochotka, więc wiadome było że Irlandczykom będzie to nowe wyzwanie, zaś zespoły z Europy zabiorą taki towar i będą wprowadzać do swoich sesji wędkarskich, także nasza drużyna również musiała zabrać ze sobą tego typu przynęty.

Jokersa i ochotkę zamówiliśmy w odpowiednim czasie i w dużej ilości w jednej z polskich firm, odebraliśmy w dzień wyjazdu naszego busa,  zapakowaliśmy w termoboxy w sposób jaki wydawał nam się najlepszy i modliliśmy się o ich dobrą kondycję kiedy dotrą ponad 2500 km do miejsca docelowego.

Inne przynęty typu kaster, robaki angielskie, pinki, czerwone robaki mieliśmy zamówione oraz podzielone na partie w oficjalnej robaczanej dytrybucji stworzonej wszystkim klubom na czas Mistrzostw. Wydawanie towaru następowało w danych dniach przed rozpoczęciem treningów.

Nasza cała ekipa podzieliła się na dwie części, które miały dotrzeć do Castlebleaney na różne sposoby. Dwie osoby wsiadły w Mazurkowego busa ( Rafał Mazurek oraz Krzysztof Ścigaczewski) już w piątek wczesnym rankiem i po odebraniu robaków ruszyły w trasę. Przed nimi droga była trudna, długa i męcząca, a trip po Europie zakończyli w sobotę popołudniu na wybrzeżu Francji. Tak dokładnie, bus jechał przez Francję z bezpośrednim promem do Dublina w Irlandii. Taką trasę rekomendowało nam wiele drużyn, wiedząc, że po Brexit w Anglii występują liczne problemy z przepisami celnymi oraz odprawami busów. Na taki sam wariant zdecydowały się drużyny z Serbii, Włoch, Holandii, Belgii itp.

Do tej pory wszystko szło zgodnie z planem, aż do chwili, w której okazało się, że prom jest opóźniony. Reszta ekipy w tym czas zdążyła w sobotę dojechać z domów na lotnisko w Modlinie i sprawnie dolecieć do Dublina, gdzie odebrali nas Polacy mieszający w Irlandii – Piotrek i Artur – następnie zabierając nas do siebie na obiad. Mało tego, później zawieźli nas 25km dalej do naszej kwatery, gdzie spokojnie z ich pomocą się zakwaterowaliśmy. Pomoc naszych kolegów w Irlandii była nieoceniona, dzięki ich zaangażowaniu na wyspie czuliśmy się bezpiecznie, mieliśmy pełną pomoc, wiedzę o łowisku, wskazówki wędkarskie, a także dodatkowo udostępnione samochody na czas treningów i zawodów.

W tym czasie Krzysiek i Rafał nadal czekali na wjazd na prom. Natomiast my w naszym irlandzkim wynajętym domu już na dobre się rozgościliśmy, ustaliliśmy plan na niedzielę i poszliśmy w kimę. Bus nadal stał. Na szczęście jeszcze tej nocy udało im się po perypetiach wjechać na pokład promu, zaparkować auto z naszym sprzętem wędkarskim na dolnym pokładzie i zapaść w upragniony sen w kajucie. Sam rejs planowany był na 19h. Ale słowo „planowany” ma tu niebagatelne znaczenie ponieważ, plany spaliły na panewce. Mgła spowolniła prom z 20 węzłów do 8 i znów mieliśmy kilka godzin poślizgu, a na domiar złego kiedy nasza ekipa z busa widziała już irlandzki brzeg okazało się, że ze względu na spóźnienie nie ma w tym momencie miejsc w porcie na dokowanie…. Dramat w jednym akcie.

My w tym czasie zdążyliśmy rano zrobić zakupy na najbliższe kilka dni, zwiedzić małe ale piękne miasteczko, w którym przyszło nam przebywać i rozpoznać okolicę, pozaznaczać pinezki na mapie, zarejestrować na miejscu spotkań kapitanów drużyn naszą ekipę BFCR i oczywiście porządnie zwiedzić Lough Muckno z podziałem na sektory oraz wyznaczyć trasy dojazdowe.

W tym czasie Bus nadal stał – na promie. Do Dublina i do wybrzeża mieliśmy tak niedaleko, biorąc pod uwagę odległości jakie przebyliśmy to w sumie na wyciągnięcie ręki, ale im przyszło bujać się na falach patrząc godzinami w stronę lądu. My w irlandzkim domu pousypialiśmy prawie wszyscy i wtedy zerwała nas solidna pobudka – są, przyjechali! Nie ma spania! Trzeba rozpakować auto i reanimować robale po podróży, które to były zamknięte w styroboxach od piątku rano do niedzieli, a właściwie do poniedziałku do 01:00. Ależ to była noc…. Na szczęście mieliśmy wiele pomysłów na to jak odratować padającą hakówkę, jak przywrócić do życia jokersa i pozostałe robale, mało tego później okazało się, że i tak mieliśmy chyba najlepszej jakości ochotkowate jakie można było spotkać nad wodą u zawodników.

Mapa sektorów Muckno
Batymetria jeziora Muckno

I tutaj zaczyna się poniedziałek wcześnie rano, zaledwie po kilku godzinach snu od przyjazdu busa. Ja poszedłem na poranne spotkanie kapitanów i losowanie boxów treningowych na cały tydzień. Sektory były wyznaczone w pięciu punktach nad brzegiem – Yellow Island, Black Island, White Island, Concra Wood Lower i Concra Wood Upper. To rozległy teren, a samo jezioro to powierzchnia ponad 3,5km kwadratowego, więc i sektory były ciekawie rozłożone na półwyspach oraz na brzegach poniżej ogromnego pola golfowego. Castlebelaney to cudowne miejsce z przepięknymi widokami, rozległymi lasami iście jak z Władcy Pierścieni, a nawet bardziej jak z Hobbita. Okalały one brzegi swoją zielenią, wiły się w nich niesamowite krzewy, drzewa swoimi korzeniami tworzyły na brzegach klimat jak w dorzeczu Amazonki poza porą deszczową, a wszystko poprzecinane było ścieżkami i delikatnie wkomponowanymi gdzie nie gdzie drewnianymi schodkami porośniętymi mchem. Bajeczny klimat.

Czy w Irlandii pada? Czy pada deszcz? Nam trafiła się piękna słoneczna pogoda przez 4 dni, a w pozostałe padało. To znaczy padało w naszym mniemaniu, bo miejscowi mówili „to tylko shower, to nie jest deszcz, deszcz jest wtedy kiedy pada miesiąc lub zaczyna padać w poziomie prosto w oczy, wtedy jest deszcz, teraz nie ma co narzekać bo jest pięknie”. Tak więc, można powiedzieć, że trafiliśmy na łaskawą pogodę. Jedynie co nam dawało się we znaki to potężny wiatr wiejący co godzinę mocnej lub słabiej i z różnych kierunków. Ale miał on swój urok, nawet sprawił, że do tej pory nasze twarze wyglądają jakby były opalone no i powodował, że powietrze było bardzo czyste, a dzięki temu sen w nocy był bardzo głęboki i zdrowy. Ot taka to Irlandzka pogoda!

Poniedziałek – Trening

Na każdy dzień tygodnia, od poniedziałku do piątku, zaplanowany był oficjalny trening. Podczas wspominanego losowania boxów kapitanowie dowiedzieli się w jakich strefach ich drużyny będą ulokowane w poszczególne dni. W sumie nie ma to większego znaczenia, gdzie i jakiego dnia ćwiczyliśmy, gdyż należało poznać każdą strefę i co dzień byliśmy w innym sektorze.

Poniedziałkowy trening to pierwsze spotkanie od wędkarskiej strony z Lough Muckno, a łowienie tego dnia przypadało naszej drużynie w sektorze E poniżej pola golfowego i jak się można domyśleć okraszone było świszczącymi nad głowami piłeczkami co rusz lądującymi w otchłani jeziora.

Na przygotowanie do startu Mistrzostw mieliśmy 5 sesji treningowych. Podczas oficjalnych treningów każda z drużyn klubowych trenowała całym składem w jednym boxie. Nasze losowanie na poszczególne dni było poniekąd dziwne, ponieważ często obok nas były puste strefy które na czas zawodów stanowiły przerwy w pod sektorach lub byliśmy przypisani w skraje, gdzie kolejne ekipy były oddalone o jeden lub dwa boxy.  Solidną rywalizację w postaci presji innych drużyn mogliśmy dopiero odczuć po drugim dniu treningowym.

Skład trenerski na dni treningowe miał solidnie opracowany plan wywiadowczy, który powstał na skutek naszego doświadczenia z pierwszych Klubowych Mistrzostw Świata. Z Włoch wyciągnęliśmy wnioski jak jeszcze lepiej może pracować sztab trenerów i jakich informacji kluczowych będą oczekiwać zawodnicy podczas zawodów. Na czas treningów poszczególną osobę obstawiającą przypisaliśmy do danego sektora. Przez 5 dni dany trener miał obserwować i zbierać informację na temat tylko jednego sektora.  Monotonie dzień w dzień każdy z naszych trenerów chodził do tej samej strefy sporządzając notatki jak wygląda łowienie ryb w sektorze. Interesował nas rybostan, odległości łowienia, czy pojawiają się przyłowy w postaci dużych ryb na strefie, na jakich rybach zbudowane są największe wyniki, w jakim tempie łowione są ryby oraz jakie przynęty wprowadzane są do wody, a na dodatek jak na przestrzeni dni zmienia się sektor w ilość łowionych ryb. Oczywiście każdy z naszych trenerów obserwujących sektor do zawodów musiał zebrać jak najwięcej kluczowych informacji, ponieważ podczas oficjalnych tur mistrzostw w pierwszym i drugim dniu delegowany był właśnie do tej samej strefy. Mieliśmy 5 obstawiających trenerów, więc każdego dnia o danym sektorze zdobywaliśmy pełny obraz , będąc wstępnie przygotowanym na to co może nas czekać podczas Mistrzostw.

Wtorek – Trening

Jeżeli chodzi o łowienie treningowe zawodników zdobywając rokiem ubiegłym cenną wiedzę, wiedzieliśmy, że pierwsze trzy treningi nie będą miały zbyt wielkiego pokrycia co do finalnie łowionych ryb podczas zawodów.

Tak jak to było we Włoszech, tak i podczas zmagań w Irlandii pierwsze 3 sesje były najbardziej aktywne w ryby, łowiło się ich sporo i dodatkowo były zainteresowane dużą ilością pokarmu, jak również dużymi przynętami. Czym bliżej mistrzostw z reguły łowisko zaczyna gasnąć.

Do tego europejskie kluby podczas sesji treningowej zaczęły w łowisko wprowadzać jokersa i ochotkę przez co łowisko zaczynało zmieniać swoje oblicze pod względem motoryki łowionych ryb.

Jednak te pierwsze 3 sesje trzeba było maksymalnie dobrze wykorzystać do technicznego łowienia ryb. To był idealny czas na dobór wędzisk, zestawów odpowiednich koszyków, wielkości haków i długości przyponów, kombinacji z przynętami, nawiązania pracy z seryjnym łowieniem ryb w odpowiednim tempie.

Nasi zawodnicy również wewnątrz drużyny mieli rozpisany dokładnie plan treningów na 5 sesji. Treningi przygotowane były na podstawie wstępnego szablonu łowienia ze zdobytych aktualnych informacji od naszych przyjaciół począwszy od marcowych wynikiów podczas rozgrywanych sporych Festivali na Muckno, takich jak 3 dniowy turniej z okazji Saint Patrick oraz 4 dniowy turniej Wielkanocny na 2 tygodnie przed Mistrzostwami, na którym to już stawiły się faworyzowane ekipy jak Ringerbaits z Anglii oraz gospodarze w postaci dwóch teamów z Irlandii.

Środa – Trening

Jak wyglądał wstępny szablon w przygotowaniu do łowienia.

Łowisko Muckno w kwietniu dopiero budziło się do życia. Wiosna nie słynęła ze zbyt dobrych wyników. W czasie sezonu regularnego czerwiec-wrzesień, aby liczyć się w stawce, trzeba było przekraczać ponad 10 kg ryb. Opierało się to na prostej dewizie, że za każdym rzutem musi być branie, następnie zacięcie i holowana ryba. Ryby w dobrym okresie napływają bardzo blisko brzegu przez co preferowane jest łowienie na krótkiej linii. Wynik stanowią płocie, hybrydy, skimmery oraz trafiają się bonusowe leszcze.

Irlandzka szkoła wędkarstwa słynie z szybkościowego i  motorycznego łowienia ryb. Wyniki wędkarskie zdecydowanie w tym kraju opierają się na płociach. Dobre łowienie płoci równa się z aktywnym łowieniem, dlatego należy stwierdzić, że Irlandczycy wielbią łowienie koszykami każdego typu Window w oparciu o pracującą zanętę z różnorodną i często zmienną ilością podawanych robaków w koszykach. Do tego dokładają spore przynęty na haczyku. 

Na okres MŚ w którym wędkowała nasza drużyna dobry wynik przewidywany był na 5 kg, a więc połowę tego co można złowić w regularnym sezonie.  Ryby dopiero rozpoczynały swoją aktywność w jeziorze po okresie zimowym nie przemieszczając się na linii poniżej 20 metra. Docelowo trzeba było ich szukać między 25-40 metrem, gdzie pokazywały się w mizernej populacji. Były też strefy w których trzeba było pokusić się o łowienie między odległością 50-60 metra. Takie wędkowanie również było związane z głębokością łowiska. Ryb w płytkiej strefie na głębokości do 2 metrów praktycznie było jak na lekarstwo, zaś największe zgrupowania doświadczyć można było między 4, a 7 metrów.

Kolejnym ważnym aspektem był czas wędkowania i trzymania zestawu w wodzie. Trzeba było być gotowym na powtarzalną pracę między 1-2 minutą od zarzutu do zwinięcia, zachowując przy tym dokładność i powtarzalność w rzutach oraz polu łowienia. Migracja ryb była wręcz nieprawdopodobna. Podczas dobrego okresu można złowić 10 ryb serią, po czym kolejne minuty lub okres godzinowy przesiedzieć bez dotyku.  Niezwykłe ważną kwestią było dopasowanie się do potrzeb ryb i zahamowanie tempa ich migracji. Pewne było, że ryby przychodzą i jak coś im nie będzie pasować będą odchodzić. Również trzeba było uważać na to, żeby w zbyt krótkim czasie nie nakręcić zbyt dużej ilości ryb w strefę łowienia co wiązało się z napływem hordy szczupaków, które pływały w stadach i kompletnie rozbijały łowisko, rozpraszając białe ryby z pola łowienia.

Wpłynięcie do łowiska szczupaków powodowało kompletne odcięcie ryb i opustoszenie linii na 30-40 minut. Zawodnik musiał być gotowy na łowienie w 2-3 liniach. Raz z racji szukania ryb, gdzie w danym czasie mogą być aktywne oraz dwa, w razie niespodziewanych napłynięć szczupaków, które blokowały łowisko.

Aktywne łowienie opierało się na tym, że nie można było pozwolić sobie na zbyt długie przesiadywanie na linii na dopłynięcie ryb na daną linię można było się nie doczekać.

Łowienie nieproduktywne na linii powinno kończyć się maksymalnie po 10 minutach w 4 nieproduktywnych wstawieniach nie generujących ryb.

Jeżeli chodzi o mieszankę zanętową w Irlandii nie było złotego miksu. Europejskie drużyny opierały swoje mieszanki na zanętach typu Sensas, MVDE oraz Dynamite Baits.

Jedną z najpopularniejszych baz, był Gros Gardons z Sensas oraz G5 z MVDE.

Jezioro Lough Mucko posiadało również zróżnicowany charakter dna. Każdy z sektorów rządził się nieco innymi prawami.

Głębokość w zależności od sektora wynosiła 4,6,18, a nawet 25m co mocno przekładało się na taktykę łowienia. Znajomość poszczególnych stanowisk tzw. „słupków” była mega istotna, ponieważ w jednym sektorze można było rywalizować na głębokości 6m odławiając w dobrym tempie płocie, a klika stanowisk dalej trzeba było liczyć na bonusy w postaci leszczy czy hybryd ponieważ zaraz za platformą zaczynał się mocny spad schodzący nawet do 25m. Wyholowanie bonusowych ryb przez kanciaste skaliste zbocza wymagało odejścia od jakiejkolwiek finezji i postawienia na mocne, ale toporne zestawy.

Trzeba również wspomnieć o samej ceremonii otwarcia Mistrzostw Świata. Wędkarze doskonale wiedzą, że ich dziedzina mało kiedy wiązana jest ze sportem, mimo, że sami w dużej mierze określają to co robią jako wędkarstwo sportowe, a siebie nazywają zawodnikami. Jeśli ktoś tym się nie interesuje, to może mieć problem z przyswojeniem takiej terminologii używanej w stosunku do wędkujących. Ale w rzeczywistości tak właśnie jest. No i teraz przejdźmy do samych Mistrzostw – są one dyscypliną, którą reprezentuję i którą zarządza najważniejsza instytucją o nazwie FIPSED. To oni podejmują decyzje co do miejsca rozegrania danych zawodów najwyższej rangi, to oni ustalają przepisy i kontrolują wszystko co jest związane z daną imprezą i to oni organizują wspomniane Mistrzostwa w każdej dziedzinie wędkarskiej. Dlatego też, takie wielkie wydarzenie należy oficjalnie otworzyć i oczywiście później oficjalnie zamknąć.

Ceremonia otwarcia odbyła się w miejscowości, w której działy się wszystkie sprawy związane z MŚ, czyli w Castlebleaney w miejskim teatrze. To właśnie tutaj przedstawiciele FIPSED’u oraz przedstawiciele lokalnej gminy czy też województwa, po długiej i ciekawej przemowie przywitali każdy zespół indywidualnie na scenie teatru i ogłosili otwarcie Mistrzostw. Było niezwykle miło i bardzo klimatycznie, budynek nie był jakoś szczególnie duży, ale można było poczuć świetną atmosferę, a i drużyny z różnych narodowości były dla siebie bardzo przyjazne i wymieniały się spostrzeżeniami po kilku dniach łowienia.

Sobota i niedziela to już sedno naszego wyjazdu na irlandzką ziemię. Mało kto z nas mógł spokojnie zasnąć w nocy z piątku na sobotę mimo, że pogoda i świeże powietrze na to pozwalało i próbowało utulić nasze zmęczone głowy do poduszki. Rankiem wstaliśmy zanim zagrała muzyka w telefonach, a ja jako kapitan zniknąłem z domku zanim chłopaki zdążyli się zorientować i przez otulone mgłą Castlebleaney poszedłem do Gate Lodge na losowanie miejsc w sektorze na pierwszy dzień Mistrzostw. Po powrocie do domu rozdysponowaliśmy sprzęt i zawodników do aut i pomknęliśmy w odpowiednie części jeziora.

Pierwszy dzień Klubowych Feederowych Mistrzostw Świata

W pierwszym dniu zmagań na Mistrzostwach Świata Klubów w Irlandii drużyna Browning Feeder Crew Roztocze zdobyła 21 punktów sektorowych plasując się na kapitalnym II miejscu w tabeli generalnej.

Wyniki sektorowe z I tury wyglądały następująco.

Piotr Mołdoch – I pkt Sektor B
Marcin Długosz – I pkt. Sektor E
Patryk Waleśko – IV pkt.  Sektor D
Piotr Buczek – VII pkt. Sektor C
Tomasz Krawiecki – VIII pkt  – sektor A

Sobota to był zdecydowanie nasz dzień na Mistrzostwach Świata. Tego dnia nie dość, że powiało drużynie pod narty to jeszcze pojawiły się tak zwane wędkarskie motylki w brzuchu. Już od rana towarzyszyły nam pozytywnie siły, ponieważ losowanie ułożyło się znakomicie po naszej myśli. Sektory idealnie wpisały się w oczekiwania naszych zawodników. Reprezentanci trafili do tych sekcji, w których najlepiej indywidualnie się czuli oraz najkorzystniej łowili drużynie podczas 5 treningów.

Dodatkowo wszystkie informacje zebrane przed Mistrzostwami Świata, podpowiedzi polskich wędkarzy mieszkających w Irlandii, którzy pomagali nam w przygotowaniu się do Mistrzostw oraz przede wszystkim wypracowane wnioski treningowe zazębiły się w jedną całość na I turę Mistrzostw Świata.

Wykorzystaliśmy wszelkie dane dokładając do tego jeszcze jeden ważny aspekt wypracowany z treningów, czyli łowienie Leszczy na dystansie.

90% drużyn I dnia Mistrzostw nie była gotowa na taki wariant łowienia leszczy. Przed Mistrzostwami Świata, każda z europejskich drużyn miała wyselekcjonowanych ludzi, którzy udzielali na temat informacji o łowisku. Z wywiadu kategorycznie wypływały informacje aby zaniechać łowienia leszczy o tej porze roku, ponieważ mogą być to tylko nieliczne miejsca, gdzie takie ryby się pojawią, ale nie pozwolą wygrać sektora, określane to było stratą czasu.

Jednakże tak jak to bywa na Mistrzostwach Świata łowisko na czas mistrzostw zmieniło się diametralnie, tym bardziej, że zawodnicy podczas treningów do łowiska wprowadzali już co raz większe ilości ochotki i jokersa.

Nasza drużyna wiedząc co się stało we Włoszech, nie miała zamiaru tym razem skorzystać tylko z pewnych informacji. Leszcze cały czas chodziły po naszej głowie od początku treningów. Jak się okazało, każdego dnia treningowego udawało nam się złowić jakąś dużą rybę. Mieliśmy również spostrzeżenie, że z dnia na dzień w łowisku robi się ich co raz więcej i na linii czystej będzie to dobry alternatywny wariant w momencie, gdy będziemy przegrywać z innymi zawodnikami w łowieniu systematycznym płoci.

Drużyna podczas I dnia była pewna w tym co robiła. Dzięki skorzystaniu z opcji łowienia leszczy wygraliśmy sektor B i D. To były dwa spektakularne zwycięstwa w wykonaniu Piotra Mołdocha oraz Marcina Długosza. Pierwsze jedynki sektorowe BFCR na Mistrzostwach Świata Klubowych. Minimalna ilość punktów w dwóch sektorach z pięciu możliwych już wysoko dźwigały naszą drużynę w tabeli.

To co w sobotę zrobił Piotr Mołdoch przeszło dosłownie nasze oczekiwania. W sektorze B, w którym podczas czwartkowego treningu łowiliśmy dziwne ryby w postaci chociażby węgorzy na 20 metrach głębokości, małe skimmery i pojedyncze leszczyki nasz reprezentant podczas zawodów na 14 metrach głębokości znalazł odpowiednie miejsce do łowienia leszczy.  7 okazałych bremesów i 20 ryb towarzyszących dało naszemu zawodnikowi wagę powyżej 7000 pkt.

Marcin Długosz zaś wędkował w sektorze E, który był najsłabszy pod względem ryb. Do ponad 20 ryb, co szacunkowo dawało mu wynik w pierwszej 10, decydując się na trafny wariant leszczowy dołożył z 60 metra bonusa powyżej 1 kg, który zagwarantował jemu 1 miejsce w sektorze.

Marcin Długosz w sobotę złowił 22 ryby i z wynikiem 3455 pkt osiągnął najlepszy wynik sektorowy, pokonując Belga o 400 gram, który złowił aż 40 ryb.  Dołowienie leszcza w tym sektorze było rozsądnym rozwiązaniem.

Na kolejny wynik drużyny złożyło się 4 miejsce w sektorze Patryka Waleśko.  Nasz zawodnik powędrował w sobotę do sektora D najpłytszego na całym Muckno, gdzie łowienie skupiało się na łowieniu płoci i hybryd. W tej strefie było sporo ryb, więc od startu tury w sektorze D łowienie było aktywne.

Patrykowi korzystnie ułożyło się losowanie stanowiskowe, ponieważ po prawej stronie za sąsiada miał Irlandczyka, który narzucał piekielne tempo łowienia. Przez turę starał się dotrzymywać kroku Irlandczykowi w łowieniu płoci. W każdej z godzin tury, nasz zawodnik pod względem ryb trzymał się w pierwszej VI sektora. Krytycznym momentem była czwarta godzina, gdzie płocie zaczynały grymasić. W tym czasie jednak zostały przekazane trafne rady od trenera Grzegorza Wrony w postaci przejścia z łowienia płoci na hybrydy, dzięki czemu Patryk był w stanie dźwignąć wynik na 4 punkty z wagą 4305 pkt.  Zawodnik wykonał dobrą pracę, ale warto zaznaczyć, że duży udział w wyniku miał trener Wrona, który nakręcał naszego zawodnika do jeszcze lepszego łowienia. Spostrzegawcze oko i wielki spokój trenera oraz obeznanie sytuacji na sektorze spowodowały że drużyna BFCR z kolejnego sektora dźwignęła znakomite punkty.

Łowienie w strefie D opierało się na aktywnym łowieniu na dwóch liniach 30 i 40 metr. Płocie łowiło się seriami 5-7 sztuk z linii za pomocą zanęty zaś na haczyk nadziewało się dwie czerwone pinki.  W Koszyku Window oprócz pokaźnej ilości zanęty rotacje stanowiły kastery, cięte czerwone robaki oraz ruchome pinki. Przejście na łowienie hybryd polegało na zmniejszeniu podawanej ilości zanęty, ograniczeniu dużych przynęt w koszyku na poczet dokładania do koszyka sporej ilości jokersa oraz prezentowaniu na haczyku 2-3 ochotek podpiętych 1 czerwoną pinką.

W sobotę trudne łowienie spotkało Piotra Buczka w sektorze C. Sektor na wyspie White Island to był prawdziwy rollercoaster. Stanowiska rozmieszczone w półkolu wyspy, gdzie między 5-6 stanowiskami dochodziło do diametralnej dysproporcji. Wędkowanie w C polegało na łowieniu płotek oraz hybryd, a wyniki u zawodników były dość zbliżone do siebie. Dodatkowo była jedna preferowana strefa 3 stanowisk z jamą, w której ustawiały się bonusowe ryby w postaci leszczy powyżej 1 kg i hybryd nawet takich do 800 gram. Zaś w drugiej części wyspy była tak zwana strefa zaminowana z dużą ilością płoci ale i również ochoczo czekających na interwencję szczupaków, które niszczyły w trybie pilnym łowisko.

Nasz zawodnik ulokowany został w środku sektora. Dobre decyzje, złowienie 1 leszczyka i 3 bonusowych hybryd obroniły naszego reprezentanta w sektorze.  Piotr Buczek  w sobotę z wagą 3775 pkt łowiąc 33 ryby wyniósł 7 pkt sektorowych.

Co więcej stanowiska między 19, a 21 łowiły równo na tym samym poziomie i to właśnie te stanowiska ulokowały się miedzy pozycja 6, a 8 w sektorze.

Diametralność sektora ustalił wynik Belga z pozycji otwierającej, który w opisywanej wcześniej jamie łowiąc tylko 13 ryb zanotował spektakularny wynik 12 550 pkt, ponadto sąsiad Belga będąc w tej samej strefie łowiąc 9 ryb wyniósł z wyspy 2 wynik sektorowy z wynikiem już tylko 6965 punktów.

Podczas pierwszej tury Mistrzostw Świata najbardziej wietrzny i przeszywający zimnem sektor A przypadł Tomaszowi Krawieckiemu. Wylosowane zostało stanowisko numer 12.

Najbardziej pożądane miejsca były na początku sektora A stanowiska 1 i 2.

Tomasz podczas I tury złowił 24 ryby waga 2900 pkt, uplasowało go z 8 wynikiem w sektorze. Dzięki otwartej głowie, przemyślanej decyzji w postaci podjęcia się łowienia dystansowego pozwoliło naszemu zawodnikowi wyciągnąć wynik na dobre punkty drużynowe. Złowionie dużego leszcza w 4 godzinie wyciągnęło naszego zawodnika z czarnej strefy. Tego dnia stanowiska 9, 10, 11,13,14 niestety zamknęły listę.

Tak właśnie zakończyliśmy I dzień zmagań podczas Mistrzostw Świata. Niewątpliwie był to dzień wyjątkowy, w którym podjęte zostały bardzo dobre decyzje w odpowiednim czasie, dzięki czemu drużyna BFCR uplasowała się na II pozycji w bardzo zbitej tabeli. 

Przed oczami mieliśmy już niedzielną decydującą turę, wyzwanie które lada chwila na nas czekało.

Drużynowo zdawaliśmy sprawę, że kolejny dzień będzie jeszcze trudniejszy i chcąc osiągnąć wymarzony wynik musimy podczas ostatniej tury łowić jeszcze mocniej, zbierając poniżej 20 punktów.

Ponadto jasne było, że kolejne drużyny europejskie odrobi lekcję i wyciągną wnioski z soboty. Zdawaliśmy sobie sprawę, że czołowe drużyny już w niedziele będą gotowe na wariant łowienia leszczy, a ten dzień będzie największym naszym wyzwaniem.

Po I serii aż 8 drużyn miało poniżej 30 punktów grupowych.

Drugi dzień Klubowych Feederowych Mistrzostw Świata

II dnia Mistrzostw Świata zdobyliśmy 39 punktów sektorowych. Licząc tylko niedzielną turę zajęliśmy 15 miejsce. 

Tego dnia, aż 4 drużyny osiągnęły wynik drużynowy poniżej 20 punktów, w tym niewątpliwie imponujący wynik niemieckiej reprezentacji 14 punktów, na który złożyły się wyniki sektorowe w postaci 1, 1, 2, 5, 5.

Nasi zawodnicy osiągnęli następujące miejsca w sektorach:

Piotr Mołdoch – IV pkt Sektor A
Tomasz Krawiecki – IV pkt  – sektor C
Patryk Waleśko – VIII pkt.  Sektor B
Marcin Długosz – X pkt. Sektor D
Piotr Buczek – XIII pkt. Sektor E

Osiągnięty wynik przez naszą drużynę w niedzielę był średni, zdobyliśmy o 18 punktów więcej niż w sobotę.

II tura była zdecydowanie trudniejsza. Wiele klubowych drużyn ryzykowało z taktyką stawiając wszystko na jedną kartę w postaci łowienia leszczy aby jak najbardziej minimalną ilością punktów wzbić się w tabeli, zaś inne drużyny miały za zadanie gruntownie bronić się w strefach z drobną rybą.

Drużyna BCFR była gotowa ponownie na różne warianty łowienia, jednak podczas niedzielnej tury tylko Tomasz Krawiecki do siatki dorzucił okazałe bonusowe ryby.

W niedzielę osiągnęliśmy dwa dobre wyniki .

Bezapelacyjnie z tego dnia zapamiętamy znakomitą rywalizację Piotra Mołdocha w sektorze A.

Piotr tego dnia wylosował stanowisko numer 4, zaś 5 stanowisko przypadło do Steve Ringer z Dragon Ringerbaits. Zawodnicy między sobą stoczyli piękny pojedynek.

Steve Ringer złowił 101 ryb co stanowiło 6040 pkt, zaś Piotr 87 ryb o punktacji 4675.

W sektorze A Ringers wygrał, a Piotr osiągnął znakomite 4 pkt.

Jak można wnioskować panowie stoczyli totalny pojedynek na ryby.

Drugiego dnia świetnie również w sektorze C poradził sobie Tomasz Krawiecki. 57 ryb w tym dwie bonusowe wybiły 4390 pkt. Takie łowienie pozwoliło na uzyskanie IV miejsca w strefie.

Podczas II tury w sektorach B, D, E zabrakło nam zdecydowanie bonusowych ryb.

Nasi zawodnicy starali się w strefie dystansowej do końca wyrwać chociażby po jednej dużej rybie, która  to automatycznie zapewniłaby wyniki wyższe o kilka miejsc w sektorze. 

Wynik niedzielnej tury jako drużyna przyjęliśmy z wielkim zrozumieniem. Razem w sobotę jako drużyna wzbiliśmy się na wyżyny naszych wędkarskich możliwości i razem rozsądnie zaakceptowaliśmy wyniki niedzielnych zmagań.

Ponadto niedzielna tura dała nam jeszcze więcej niespotykanego dotąd doświadczenia. Po raz pierwszy mieliśmy okazję skosztować dodatkowych emocji związanych z dotarciem zespołu do dobrego wyniku.

Wierzymy, że zdobyte i przyswojone emocje jeszcze kiedyś doświadczą nasz zespół.


Wyniki generalne

Uważamy, że wynik jaki udało nam się osiągnąć i miejsce na którym skończyliśmy to dla naszej całej drużyny bardzo duży sukces. Śmiało możemy chwalić się faktem, że na tą chwilę jesteśmy VIII drużyną świata! Co prawda po pierwszym dniu apetyt mieliśmy bardzo duży i każdy z nas miał cichą nadzieję na podobny wynik drugiego dnia, jednak jeśli przeanalizujecie ranking końcowy oraz wyniki sektorowe to łatwo nasuwa się wniosek, że aby utrzymać pozycję to w niedzielę należało łowić jeszcze lepiej niż w sobotę. Generalnie prześcignęły nas drużyny, które reprezentują bardzo wysoki poziom wędkowania i, które znają to łowisko już od lat, bo wędkują tu dość często lub przyjeżdżają na festiwale feederowe. Ale nie czujemy się znacząco gorsi, uważamy, że z miejsc jakie wylosowaliśmy i z tygodniowym rozpoznaniem wody oraz próbą dostosowania się do lokalnego stylu łowienia daliśmy z siebie ile mogliśmy.

Do domu wracaliśmy dumni. Dumni, że to właśnie my wywalczyliśmy sobie prawo startu w Mistrzostwach. Dumni, że udało nam się dostosować do tych irlandzkich płoci, hybryd, skimmerów i leszczy. Dumni, że właściwie wszystkie tematy jakie załatwialiśmy przed wyjazdem były dobrze ogarnięte. Dumni z faktu, że podróż i załatwienie wszelkich formalności nie stanowił dla nas problemu. Dumni, bo stanęliśmy na scenie teatru z flagą Polski reprezentując krajowe barwy ponad dwa tysiące kilometrów do domu. No i finalnie dumni z ostatecznego VIII miejsca oraz tego, że po pierwszej turze byliśmy choć jedno popołudnie na II miejscu w generalce.

Wyjazd był wspaniały i bardzo pouczający dla każdego z nas. Pracy był ogrom na każdej płaszczyźnie ale każdy bez wahania odpowie iż każda sekunda spędzona na tym wyjeździe była bezcenna i pozostanie w naszych głowach do końca życia. Zdecydowanie będzie co wspominać.

Oczywiście mogę tu wspomnieć, że Irlandia ma różne dziwne „smaczki” jak na przykład drzwi do domu bez klamki, a tylko z gałką, by je odepchnąć jak w domu Hobbita, klamki natomiast mają do uruchamiania spłuczki w toalecie, ruch jest lewostronny, kierownica w autach ulokowana jest po prawej stronie, mają beznadziejny chleb tostowy, inne poczucie czasu zwane „irlandzkimi minutami”, pyszne lekko słone masło, dobrej jakości mleko, pyszne steki oraz niesamowitego nalewanego ceremonialnie Guinnesa! Mhmm…pychoka. Lecz to wszystko tak naprawdę ma największe znaczenie dla nas samych, bo to my tam byliśmy i tego wszystkiego doświadczaliśmy.

W tym miejscu jako drużyna dziękujemy wszystkim dobrym ludziom bez których ten wyjazd nie doszedł by do skutku. Rodzina, znajomi, grupa polskich wędkarzy mieszkających w Irlandii, kibice, wędkarze jako BFCR pięknie Wam dziękujemy.

„To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące”.
P. Coelho

Marcin Cichosz – Team Capitan i DRUŻYNA BFCRoztocze