Blog wędkarski – Sklep Drapieżnik

Wędkarska pasja! Wspólne letnie wędkowanie.

Z zasady piszę artykuły, które czytelnikowi mogą dać konkretne informację związane z wędkowaniem. Piszę o różnych sposobach łowienia ryb i staram się dokładnie omówić jak dana technika działa i kiedy można ją stosować aby przyniosła dobre rezultaty. W innych moich artykułach opisuję różne przynęty lub też wartościowe zanęty na które warto poświęcić swój cenny prywatny czas i pokusić się o ich używanie.

Ale tym razem miałem ochotę po prostu napisać coś zupełnie w innym stylu. W tym tekście nie chcę skupiać się na jakichś szczegółach czy możliwościach jakie daje konkretna technika, lecz najzwyczajniej w świecie napisać kilka słów o możliwościach jakie daje wspólne wędkowanie z kumplami.

Bardzo często narzekam na brak czasu uniemożliwiający mi prywatne wędkowanie, które to stanowi dla mnie bądź co bądź bardzo ważny element mojego wędkarskiego życia. Dlaczego tak myślę, może zapytacie. Dzieje się tak ponieważ nikt z nas, nikt z nas wędkarzy, nie zaczyna jako dzieciak zawodnik. Nie idziemy pierwszy raz nad wodę i zaraz po tym nie myślimy na jakie zawody się zapisać i w jaki sposób sprać tyłki innym wędkarzom. Przygoda wędkarska w młodym wieku rozpoczyna się zazwyczaj zupełnie przez przypadek gdy zabierzemy się z kimś nad wodę, kto ma o wędkowaniu mniejsze lub większe pojęcie. I tutaj rozpoczyna się proces, który można określić jako zarażanie się pasją! Co dalej dzieje się z nami samymi doskonale wiemy – widzimy się ze znajomym lub znajomymi kolejny raz nad brzegiem wody i rozkładamy wędki. Później temat coraz bardziej się rozwija i w wieku, powiedźmy, czterdziestu lat jesteśmy w miejscu takim jakie sobie sami wypracujemy. Jedni kochają łowić duże i grube karpie, na które wyczekują na długich zasiadkach. Inni wędrują ze spiningiem brzegami rzek i wypuszczają ulubione przynęty z nadzieją, że chwycą pięknego i dzikiego klenia albo szczupaka. Jeszcze inni w pewnym wieku zakochują się w łowieniu z łódki, nie ważne czy zabierają na nią ze sobą spławikówkę czy też spining do pukania w dno za sandaczami. Ktoś z tych młodych wędkarzy popadnie w uwielbienie do brodzenia w Sanie w spodniobutach i będzie wypuszczał linkę na końcu której prowadzona będzie własnoręcznie robiona mucha by zauważyć w pewnym momencie spektakularne naprężenie na wodzie i wyskok atakującej ryby. Ale będąc dzieckiem nie możemy się spodziewać, którą z tych dróg wybierzemy za kilka albo kilkanaście lat…

Ale co wspólnego ma ze sobą każda z tych przytoczonych możliwości lub ukochanych wędkarskich technik prócz samego „moczenia kija”? Ano odpowiedź jest niesamowicie prosta, jednakże jednocześnie odpowiada ona za nasz wędkarski rozwój i naukę samego wędkowania. To znajomi. To koledzy. To przyjaciele. To najbliżsi z własnego ogniska domowego. Dokładnie tak! To dzięki nim, większość z Was zaczęła w ogóle wędkarską przygoda i nieświadomie obrała w mozolny sposób swoja ulubioną metodę łowienia ryb.

Myślę również, iż nie przesadzę jeśli napiszę, że wielu z Was na prywatne wędkowanie mało kiedy jedzie samemu. Jedziecie zazwyczaj kiedy zadzwoni kumpel, lub jeśli chcecie się wybrać nad wodę to pod koniec tygodnia piszecie czy ktoś się na wędkowanie wybiera i zbieracie wyjazdową ekipę.

Nie twierdzę, że przebywanie nad wodą solo jest nudne, nie, i czasem tak też należy zrobić by oderwać się w 100% od codzienności. Jednakże myślę, że to wędkarska brać buduję w nas dobry humor i pomaga ładować energię na kolejny tydzień w pracy, jaka by ona nie była.

Jeśli wrócimy do wspomnianych przeze mnie zawodów wędkarskich to jeśli się głębiej zastanawiam nie jadę tam tylko z chęcią zwyciężania. Oczywiście jest to aspekt, który buduje w nas samych pewne wartości i pozwala określić się pomiędzy innymi zawodnikami, ale generalnie myślę, że duża cześć z zawodników jedzie tam by spotkać innych wyznawców tej samej wędkarskiej drogi – jedni karpie, inni łódka a jeszcze inni zawody.

Sam doskonale pamiętam jak i gdzie zaczynałem moją przygodę i skąd wywodzą się moje wędkarskie korzenie. Nie będę tego opisywał bo takie szczerze prywatne przemyślenia zazwyczaj są mega interesujące, ale dla nas samych. Napisanie kalendarza w głowie zajmuje sporo czasu i tylko my czujemy to o czym myślimy i mówimy, dlatego nie będę wdawał się w zbędne dla czytelnika drobnostki. Mogę napisać tylko tyle, że były wędziska z leszczyny, były pierwsze niemieckie spiningi, były bambusy z piwnicy dziadka i ołów rolowany z bazaru. A koniec końcowi wszystko w moim przypadku skupiło się na małych rzeczkach z płotkami i stawach sąsiadów na wsi gdzie łowić teoretycznie mi nie było wolno. To tam wkurzałem się, że widzę te ogromne karpie zaraz pod powierzchnią ale nie jestem w stanie ich złowić choć podrzucam im ciasto z chleba z wanilią do wypieków zaraz pod nos! Nie pomagało nawet produkowanie robaków na zdechłym drobiu, nic wtedy nie rozumiałem…

Zrozumienie przyszło z czasem. Wiecie kiedy? Kiedy spotykałem się z kolegami nad wodą i razem rozkminialiśmy różne tematy wędkarskie. To wtedy w głowach rodziły się wspólne przemyślenia i co najlepsze przynosiły one rezultaty! To wtedy zrozumiałem, że samemu przez wędkarskie życie (zresztą nie tylko wędkarskie) idzie się beznadziejnie i z mozolnymi rezultatami. I właśnie tą lekcję odrabiałem całe moje życie wędkarza z roku na rok. Dlatego do tej pory cały czas pielęgnuje znajomości z wędkarskimi przyjaciółmi i z nimi budujemy wspólnie pewne działania.

Pomyślicie, że działania z kolegami to działania, które skupiają się tylko na jakichś treningach i rozpoznawaniu wody przed zawodami. Błąd! Bardzo duży błąd. Samo rozpoznawanie wody przed zawodami to tylko mały etap naszej znajomości. Przed wspomnianymi zawodami robimy to już automatycznie bo znamy się do imentu właśnie z prywatnego wspólnego wędkowania. I to ma dla mnie prywatnie duże znaczenie. To kolejny przykład na to jak wędkarstwo prywatne jest ważne dla całokształtu naszej wędkarskiej zabawy lub wędkarskiego sportu.

Dlatego kiedy tylko mogę to staram się zgrywać z chłopakami i wspólnie jedziemy nad wodę. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje preferencje wędkarskie. Ale jak byśmy je poznali lub jak byśmy się o nich dowiedzieli gdyby nie takie wędkowanie. Na takich wyjazdach możemy na spokojnie o wszystkim porozmawiać, zejść z własnego stanowiska i sprawdzić co u kumpla działa. Ja mam czwórkę najbliższych przyjaciół związanych z łowieniem – Janusz, Tomek, Mariusz i Krzysiek i o każdym z nich wiem bardzo wiele. Zarówno pod względem jakimi są wędkarzami, co potrafią i co preferują oraz pod względem życia prywatnego. To buduje nasz zespół. To właśnie jest to co spaja naszą paczkę i to do czego zmierzam tym wpisem. Zżycie.

Na wspólnych wyjazdach byliśmy już wielu, ale nadal narzekamy, że brakuje nam na nie czasu a za dużo go poświęcamy na same zawody. Jeśli uda nam się spotkać choćby częścią zespołu to zawsze, ale to zawsze bawimy się świetnie i więcej się uczymy niż w innych sytuacjach wędkarskich.

Ostatnio byliśmy w trójkę. Ja, Maniek i Krzysiek. Aby skorzystać na takim wyjeździe jak najwięcej i jednocześnie bawić się jak należy wybraliśmy wodę niedaleko domu a każdy z nas przygotował sobie inną technikę łowienia ryb.

Maniek bardzo lubi łowienie ryb sposobem bomb feeder i właśnie na taką opcję się przygotował. Zabrał ze sobą jeden lub dwa kije Monster o długościach 10ft czyli 3 m, i paczkę grubszego 8mm pelletu ProFeed oraz porządne proce od Preston Innovations.

Ja, jak to ja, kocham wędkować na method feeder, więc postanowiłem przetestować krótki letni dystans do 20m łowiąc mieszanką zanęty oraz pelletu. Dla mnie idealna na takie wyjazdy jest SuperFeeder w kolorze zielonym. To tak naprawdę stary dobry Match Mehod Mix ale w wersji green 😉 Więc według mojej opinii najlepszy wybór kiedykolwiek. Do tego garść pelletu od Sonubaits i nic więcej do methodowania nie potrzebuję na takie wypady.

Krzysiek natomiast to człowiek, który ma różne sezonowe zajawki. Może tego nie przeczyta i się na mnie nie będzie krzywił, ale chłop tak ma. Coś nowego zawsze musi sobie przysposobić więc i tak było tym razem. Od niedawna stał się posiadaczem tyczki Euro Carp 10M Prestona więc zabrał ją na ten wyjazd ze sobą. I wiecie co!? Bardzo mnie to cieszy bo zawsze uważałem, że należy próbować rożnych technik wędkowania i to właśnie dzięki temu możemy zrozumieć inne zachowania ryb niż do tej pory, dzięki temu znajdujemy nowe rozwiązania, które pomagają nam się wędkarsko rozwijać.

Ja siedziałem w środku więc postanowiłem dowalić do wody kilka pełnych koszyków BaitUp pelletu, zanęty i kukurydzy aby nie pozwolić się zamknąć przez Mańka i Krzyśka na bokach. Zacząłem wędkować od samego startu i miałem bardzo ładne karasie i karpie. Krzysiek na tyczce drapał się w głowę bo łowił tylko drobne leszcze. Cudował z gruntem przy zestawie ale nic to nie zmieniało. Maniek natomiast na początku nie łowił za dużo, ale później przybliżył się z bombką trochę w stronę mojego pola nęcenia i trafił fajne, dające z holu frajdę, karpie oraz pojedyncze amury. Krzysiek nadal siedział na leszczach. Ja już wtedy wiedziałem jaki popełniał błąd, że nie miał karpi ale z premedytacją czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Po kolejnym moim karpiu zapytałem czy mogę usiąść na jego stanowisku. Oczywiście się zgodził. Biorąc tyczkę w dłonie bez zastanowienia założyłem na przynętę dwie duże kukurydze oraz kubek do nęcenia na szczytowy element tyczkowego topu. Dwa wyjazdy z kubeczkiem pełnym kukurydzy i pelletu a trzeci z zanęta, która miała zrobić smugę i od razu guma poszła na przynajmniej dwadzieścia metrów przede mnie. Jest piękny pełnołuski cyprinus!

Takie wyjazdy pomagają wspólnie budować doświadczenie, zarówno grupowe doświadczenie jak i indywidualne. Wyjazdy nad wodę dla przyjemności mimowolnie uczą nas nowych rzeczy, a my niesamowicie na nich odpoczywamy, bo przecież o to w wędkowaniu chodzi. Cokolwiek robicie nad wodą, czy to łowienie lipieni w rwącej rzece, czy rozkładanie namiotu i karpiówek na kilka dni nad jeziorem czy wspólny kilkugodzinny wyjazd z różnymi technikami wędkarskimi muszą sprawiać Wam przyjemność. Nie ważne co mówią inni, bo oni zawsze będą bronili swoich racji.

Wędkarstwo to dziedzina bazująca na odpoczynku, która pozwoli Wam się asymilować z otoczeniem, znajomymi i nawdychać świeżego powietrza o ile robicie z z pasją.

Do zobaczenia nad wodą!

Marcin Cichosz.